Adieu - Jan Grzegorczyk

Kupiona w księgarni Arsenał, na Starym Runku w Poznaniu za 4,60. Coś wcześniej o niej słyszałam, ale nie do końca wiedziałam o co chodzi, więc bez zbędnych przemyśleń zaczęłam czytać.
Od razu zaznaczam, że to nie jest zwykła lektura dla odstresowania. Przynajmniej dla mnie, mimo najszczerszych chęci się w nią zaangażowałam. W porównaniu z literaturą uzupełniającą i podręcznikami akademickimi, pikuś. Dwa dni i po sprawie.

Głównym bohaterem jest ksiądz Groser, który zmaga się z podwójnym powołaniem, pisze i tym pisaniem ściąga na siebie burzę z piorunami. Przeciw niemu występuje biskup i lokalny potentat, a właściwie najpierw biznesmen i w ślad za nim biskup. Ale zanim to, to autor przedstawia nam całą paletę ludzkich zachowań. Poznajemy księdza alkoholika, niedoszłego samobójcę, sekretarza kurii, romansującego z przebojową właścicielką firmy, proboszcza "zesłanego" na wiejską parafię i (tylko listownie) księdza wysłanego na misję "za karę", który paradoksalnie dopiero tam odnalazł sens życia. I oczywiście samego Grosera, który jest trochę zbyt idealny, czasem razi jego misja zbawienia świata wszelkimi możliwymi sposobami, jego chęć znalezienia wspólnego języka ze wszystkimi. Mimo wszystko jest to bohater, którego się lubi, może dlatego, że zawsze wszytko gubi i żyje w ciągłym chaosie?

Historia napisana zgrabnie, wciąga. Pomijając sprawy bieżące (chyba na rok 2002 - atak terrorystyczny na Nowy Jork, sprawa abpa Paetza, spór o Radio Maryja) to mamy do czynienia z panoramą ludzkich zachowań. Prawda, że w większości księży, ale nie tylko. Można albo trochę zrozumieć działania duchownych, albo samemu utożsamić się z bohaterami. Polecam jedno i drugie, dla podtrzymania równowagi w przyrodzie.
Mimo opinii księdza bibliotekarza, który zapewniał nas, że to literatura, która szybko przeminie stwierdzam, że mi się podobała. Dla mnie będzie aktualna jeszcze długo, może do czasu zmiany realiów, ale to raczej szybko nie nastąpi.

I jeszcze duży plus. Choć akcja nie dzieje się w żadnym konkretnym mieście (ale metro mają!) to dużo szczegółów można połączyć z Poznaniem (nie tylko aferę molestowania kleryków). Po prostu lubię kiedy mogę znaleźć wątki związane z moim miastem, taki mam odchył od normy.

Po przeczytaniu Adieu, odniosłam wrażenie że czasem łączę w sobie dwie skrajności. Tak jak ksiądz Groser w oczach jednych był drugim o.Rydzykiem, a w opinii innych następcą ks. Tischnera. Gorzej kiedy jedna i ta sama osoba widzi w kimś te dwie postawy, w zależności od nastroju i sytuacji społeczno - politycznej.
Właśnie, niekiedy mam ochotę, tak jak główny bohater, zastawić laptopa i uzbierane książki, i wyjechać do Francji. Może jeszcze mi się uda :)

tytuł: Adieu. Przypadki księdza Grosera
autor: Jan Grzegorczyk
rok wydania: 2006
wydawnictwo: Axel Springer
numer ISBN: 83-60717-01-X
ilość stron: 281

"-Marek? Tu Wacek, mam prośbę. Podjedź natychmiast do fryzjera na Ostrowskiej. Zostawiłem tu kluczyk od tabernakulum... Tak, wyda ci bardzo miła pani. Ja lecę do biskupa. I uprzedź Gołąbka, że w tabernakulum może być moja portmonetka."

Pani Janina, wracając za sklepu, spotkała przy furtce listonosza, pana Zenka, który przed laty był czołową gwiazdą polskiego kabaretu, ale nagle zwątpił w sens swej misji i zgłosił się do pracy na poczcie. Nie chciał przedłużać "komuchowa", grać jak na PRL-u. Stwierdził, że wróci na scenę, gdy zrobi taki kabaret, który rozśmieszy Pana Boga.
-Pani Janeczko, list z raju - pan Zenek wręczył przesyłkę.
-Może siądzie pan chwilkę, zaparzę herbatkę?
-Dziękuję, pani Janino. Piechota bierze z marszu - zasalutował i nacisnął pedał roweru. Spojrzała za nim z uśmiechem. "Boże, dlaczego na świecie nie ma więcej takich Laskowików i Groserów?"

Od poniedziałku zabieram się za kolejne części (konkretniej na Cudze pole, bo tylko to znalazłam w bibliotece), jestem ciekawa, czy są równie dobre jak pierwsza.

Komentarze

  1. Zainteresowała mnie szczególnie ta paleta różnych typów księży - nazwijmy to w ten sposób. Chciałabym zmierzyć się z lekturą, która przestawia kler nieco inaczej, niż tylko w tradycyjny sposób. I może to jest właśnie to?

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że to może być to. Autor "siedzi" w tym środowisku, sam nie jest księdzem, więc patrzy na te sprawy bardziej obiektywnie. Niektórych razi to, że w końcu wszystko dobrze się kończy, nie ma spektakularnych odejść. Ale takie było założenie autora, pokazać, że w Kościele jest miejsce dla wszyskich. To pewnie brzmi patetycznie, takie po prostu odniosłam wrażenie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz