Czytasz też normalne książki...?

Wczoraj zostało skierowane do mnie zasadnicze pytanie: Czy czytam jakieś normalne książki? Normalne to znaczy takie nie związane ze studiami.
Bez zastanowienia odpowiedziałam, że owszem. Ale dzisiaj stwierdziłam, że chyba trochę minęłam się z prawdą.

Weźmy pod uwagę chociażby aktualny stos. Wykłady z socjologii i filozofii dziejów chrześcijaństwa, fabularyzowana biografia kardynała Wyszyńskiego, ostatnia książka ojca Badeniego, powieść o kapłańskich latach Karola Wojtyły, Dzieje Duszy św. Teresy do Dzieciątka Jezus, Wyznania św. Augustyna, książka o tajnikach procesów kanonizacyjnych... dla odmiany biografia założyciela scoutingu (nie związane ze studiami, ale z działalnością "po godzinach").

Co prawda kupiłam w tym tygodniu dwa albumy: o dawnych kresach Rzeczpospolitej Obojga Narodów i o Podlasiu oraz przewodnik po Moskwie. Ale. Studiuję też wschodoznawstwo, więc pozycje nabyte ostatnio mieszczą się w tematyce studiów.
Kicha, nie ma na mojej liście zbyt wielu normalnych książek ;)

Z drugiej strony jednak jestem pewna, że wyrzucenie jakiejkolwiek pozycji okropnie by mnie zasmuciło. A jest tyle książek, z którymi warto się zapoznać, że życia mi nie starczy, żeby wszystkie przeczytać, więc chcę zgłębić jak najwięcej mi się uda. No i to dziwne poczucie marnowania czasu na książki tematycznie odległe od moich zainteresowań i w dużej mierze nie przydatne w dalszej (planowanej) pracy.
Tak już wychodzi, że jak czytam powieść to o księdzu albo coś z pogranicza prozy religijnej i psychologicznej.... W sumie dobrze mi z tym. Szkoda tylko, że tego typu literatura klasyfikowana jest jako "nienormalna".

Zastanawia mnie też to, czy student (lub absolwent) np. historii sztuki lub archeologii, czytający książki bardziej lub mniej związane z tym czym się zajmuje, też zostałby uznany za kogoś dziwnego a jego książki za nienormalne...?

Tak mnie naszły takie refleksje. Nie żebym marudziła lub narzekała. Nadal będę czytać to co mi się podoba i co chcę. W sumie to nie ja mam problem :) Ale to jest jednak zjawisko dość powszechne. Przynajmniej ja się już kilka razy (no, może więcej...) z nim spotkałam.


Komentarze