Ruski ekstrem - Boris Reitschuster i wspomnienia z podróży

Przed wjazdem usłyszeliśmy: "Przestańcie chcieć zrozumieć to, co się wokół was będzie działo". Sens tych słów pojęłam dopiero kiedy do autokaru wsiedli strażnicy graniczni z nienaturalnie smutno - groźnym wyrazem twarzy, który jednocześnie miał wyrażać obojętność, litość i wyższość. "Tylko nie próbujcie się uśmiechać." - to prawda, życzliwość i dowody sympatii mogą tylko wzbudzić podejrzenia.

Potem nie było lepiej. Rozkręcone do oporu kaloryfery na przełomie kwietnia i maja wyciskały z nas siódme poty. Temperaturę regulowaliśmy otwierając okno. Przepraszam, wyjmując okno z otworu, do którego było ono przymocowane za pomocą wbitych w ścianę gwoździ. Następnie wyłączyli prąd i w połowie budynku nie było światła, trzeba było kapać się po ciemku. Wodę można było ugotować jedynie stawiając przywieziony z Polski czajnik na kilku kocach położonych na nocnej szafce, ponieważ kontakty umieszczone były tuż pod sufitem.
Gdziekolwiek się poruszaliśmy jechała za nami milicja, w pewnym momencie byliśmy po prostu konwojowani przez radiowozy jadące na sygnale. Dla bezpieczeństwa.

Na Białorusi pani kierowniczka stacji benzynowej kazał nam wynosić się ze sklepu, bo tak. Po czym łaskawie nas wpuściła, jednak uparcie twierdziła, że "lodów nie ma", mimo, że lodówka była pełna lodów. Na innej stacji, gdzie znajdowała się wyczekiwana toaleta typu toi-toi niestety nie znajdował się kluczyk, którym było można ją otworzyć. Za potrzebą skierowaliśmy się więc do pobliskiego lasku, który to lasek przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. To była największa publiczna toaleta jaką w życiu widziałam...

Jeśli kiedyś napiszę książkę to będzie się ona zaczynać właśnie tak. Ten trochę przydługi wstęp to tylko przedsmak tego co można znaleźć w Ruskim ekstremie.

Autor - prawdziwy Niemiec - wyjeżdża do Rosji tuż po maturze. W książce możemy znaleźć zapis jego zmagania się z moskiewską rzeczywistością, poznawania zwyczajów, przesądów, rosyjskiego sposobu na życie.

Odniosłam wrażenie, że to pozycja skierowana do mieszkańców zachodniej Europy, za dużo w niej zachwytu nad tym co dla mnie (a zwłaszcza dla pokolenia moich rodziców) jest normalne lub tylko odrobinę odbiega od normalności. Nie zdziwiła mnie informacja tłumacząca fenomen tzw. "karniaka", czy opis zakazu wręczania w prezencie noży, które trzeba, za symboliczną złotówkę (kopiejkę) wykupić. Również windy psujące się regularnie kilka razy do roku nie zrobiły na mnie wrażenia.

Za to rozdziały o łapówkarstwie, nie przestrzeganiu przepisów ruchu drogowego, kiepskim stanie szpitali, mafii taksówkowej, rozrośniętej do gigantycznych rozdziałów biurokracji (powstałej z niemieckiej skrupulatności i rosyjskiego niedbalstwa oraz zamiłowania do chaosu)a także o rosyjskich, rozpieszczonych mężczyznach, którzy nigdy nie dorastają szalenie mnie zaciekawiły. Znalazłam się w wielu opisywanych przez autorach sytuacjach i dziękuję Bogu, że ominęło mnie, chociażby, spotkanie z kiepsko opłacanymi lekarzami.

Poza własnymi doświadczeniami, Reitschuster, przywołuje wyniki badań socjologicznych, statystyki i opinie specjalistów w różnych dziedzinach. Oprócz opisania jakiegoś zjawiska stara się także znaleźć jego przyczynę oraz ewentualny sposób na rozwiązanie problemu. Czytając ma się wrażenie, autor zna się na tym o czym pisze (20 lat spędzonych w Moskwie też robi swoje).

Autor jako zawodowy dziennikarz, warsztat ma opanowany doskonale. Jego książkę czyta się szybko i z przyjemnością. Nie wiem jak oddziałuje na ludzi, którzy w Rosji jeszcze nie byli, ale we mnie wzbudziła nieodpartą ochotę na powrót w tamte strony.

tytuł: Ruski ekstrem. Jak nauczyłem się kochać Moskwę
autor: Boris Reitschuster
rok wydania: 2010
wydawnictwo: Carta Blanca
numer ISBN: 978-83-7705-028-6
ilość stron: 208

Komentarze

Prześlij komentarz