Spotkania jasnogórskie - Jan Dobraczyński. Jak może (powinna?) wyglądać pielgrzymka do sanktuarium

Kiedy pierwszy raz usłyszałam o Janie Dobraczyńskim raczej nie kojarzył mi się pozytywnie. Chociażby ze względu na wojnę ministra edukacji i posłów z opozycji dotyczącej szkolnych lektur. Wtedy nie podejrzewałam, że jego książki tak bardzo przypadną mi do gustu.
Jak nie trudno się domyślić pozycja ta niewątpliwie opiera się na wątku religijnym, ale nie tylko to zadecydowało o mojej do niej sympatii.
Z zasady nie dotykam się książek o sanktuariach, zwłaszcza maryjnych, po prostu to nie moja bajka. Ta książka przekonała mnie tym, że o miejscu świętym (Jasna Góra w Częstochowie) opowiada z perspektywy konkretnych osób a nie zbiorowości i tłumu, nie ma w niej niebezpiecznych uogólnień. Dodam też, że trudno w niej znaleźć masowe (w sensie płytkie, powierzchowne, okolicznościowe) formy pobożności charakterystyczne dla takich miejsc, cukierkowatość, pobożny lukier i to wszystko co może zniechęcać do ich odwiedzania (i czytania o nich). Raczej dominuje w niej cisza, spokój, atmosfera skupienia i obcowania z sacrum.

Autor w swojej opowieści sięga do początków kultu jasnogórskiego obrazu, a osobą, której historię przedstawia jest Jadwiga. Konkretnie Jadwiga Andegaweńska, król Polski. Przyjeżdża do Częstochowy bez rozgłosu i w czasie pobytu podejmuje decyzję o poślubieniu Jagiełły.
Dalej następuje rozdział o malarzu zatrudnionym do stworzenia kopii obrazu zaraz po zniszczeniu go i obrabowaniu klasztoru przez husytów. Sam będąc kiedyś husytą w czasie pracy odkrywa, że może liczyć na przebaczenie oraz, że Maryja jest także matką cierpiących (co symbolicznie dzieje się kiedy malarz dochodzi do przeświadczenia, że kopia, choć doskonała, nie oddaje w całości przesłania oryginału i czyni na policzku Matki Bożej dwie szramy).
Dalej poznajemy historię Mikołaja Kopernika, kard. Stanisława Hozjusza (przewodniczącego soboru trydenckiego), Wojciecha Męcińskiego (jezuity, który zginął jako misjonarz w Japonii) a także Jana III Sobieskiego, Kazimierza Pułaskiego i Józefa Poniatowskiego.
Można przeczytać też o Zygmuncie Felińskim, dziś już kanonizowanym arcybiskupie warszawskim, który za swoje propolskie nastawienie został wydalony przez władze zaborcze ze swojej diecezji i nigdy już do niej nie powrócił.
Następny rozdział opowiada o Janie. Właściwie to o Angelo Giuseppe Roncallim, szerzej znanym jako papież Jan XXIII. Był on, jako arcybiskup gościem jasnogórskiego klasztoru o czym wspominał często, będąc już papieżem. Kolejnym bohaterem uczynił autor ojca Maksymiliana Kolbe a zaraz po nim doktora Bielickiego, który wraz z synem Tomaszem Częstochowę odwiedza tuż po zakończeniu I wojny światowej. Tomasz walczy potem w czasie II wojny światowej, jest więziony, jego żona umiera niedługo po wojnie, on odseparowuje się od świata, jednak będąc starym człowiekiem znowu wraca na Jasną Górę.
Na końcu znalazł się rozdział o Prymasie Wyszyńskim i dopisany po wyborze Karola Wojtyły na papieża tekst o pielgrzymce Jana Pawła II do Polski.

Z tyłu książki znajduje się wykaz ważniejszych postaci historycznych wspomnianych w książce.

Mogę polecić jeśli ktoś chce zobaczyć, że sanktuarium to nie tylko kicz i stragany z dewocjonaliami, ale także modlitwa i historia polskiego narodu. Niewątpliwie tło historyczne jest bardzo dobrze skonstruowane. Czyta się z przyjemnością i czasem z zaintrygowaniem.

tytuł: Spotkania jasnogórskie
autor: Jan Dobraczyński
data wydania: 1984
wydawnictwo: PAX
numer ISBN: 83-211-0667-6
ilość stron: 255

Komentarze

  1. Moje miasto i "mój" klasztor. Powinnam więc sięgnąć po tę książkę. Muszę przyznać, że kusisz bardzo.

    Czasem zastanawiam się, czym byłaby Częstochowa bez JG. Bez tak charakterystycznego punktu zaczepienia raczej nikt by o niej nie słyszał...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszy mnie to, że jestem przekonująca :)Choć zawsze podchodzę do takich sytuacji z niepokojem, nigdy nie wiadomo czy komuś oprócz mnie spodoba się dana książka... To może jakiś dziwny lęk przed wprowadzeniem kogoś w błąd ;)

      Muszę też przyznać, że gdyby nie sanktuarium być może nigdy bym nie zawitała do Częstochowy (ale tak jak wspomniałam nie przepadam za takimi miejscami, na Jasnej Górze byłam zaledwie 3 razy).
      Prawdę mówiąc zawsze chciałam zobaczyć coś jeszcze, jakoś do tej pory mi nie wyszło, ale wszystko przede mną :D

      Usuń

Prześlij komentarz