Święci się nie skarżą. Dojrzałość ludzka na przykładzie św. Josemarii Escrivy

Josemaria Escriva? Może nie każdy słyszał. Opus Dei? Wystarczą te dwa słowa, aby pojawiło się mnóstwo skojarzeń. Nie najbardziej pozytywnych najczęściej, niestety.
Muszę przyznać, że nie przypuszczałam, że przeczytanie jednej książki może aż tak zmienić czyjeś zdanie. I nigdy bym chyba nie powiedziała, że będzie to akurat ta książka.
Wiadomo, że skoro ją kupiłam i postanowiłam przeczytać to w jakimś konkretnym celu. Bardziej z ciekawości i może, żeby upewnić się, że niechęć do założyciela Opus Dei jest słuszna. Spodziewałam się naciągania faktów, kolorowej laurki i peanów na cześć. Tego jednak nie znalazłam. Powiem więcej, zaczęłam myśleć o Josemarii Escrivie z niespotykaną u mnie sympatią. Nie bacząc na sceptycyzm wobec wszelkiej cudowności i dystans do oficjalnie zatwierdzonej świętości muszę stwierdzić, że Josemaria to postać wyjątkowa oraz wycofać się z opinii jakoby jego kanonizacja nie była trafiona.

Otóż właśnie kanonizacja, dzięki temu aktowi sprawa powinna być prosta. Roma locuta, causa finita jak to mówią. Niekoniecznie jednak każdy musi od razu pałać miłością do wyniesionej na ołtarze osoby. Ale mówią też, że nie wstyd mieć o kimś niepochlebną opinię, wstyd to być ignorantem. Co tu dużo mówić i ja takim byłam. Teraz zostaje mi tylko popukać się w czoło, z powodu intelektualnego lenistwa. A wystarczyło jedną książkę przeczytać...

Przechodząc szybko do treści spieszę donieść, że mamy do czynienia z całościowym opracowaniem, od analizy dzieciństwa, domu rodzinnego, wykształcenia, dorastania, młodości poprzez studia, wojnę, kapłaństwo, działalność duszpasterską, założenie organizacji skupiającą tak duchownych jak i świeckich (a to nie było wtedy takie oczywiste) do śmierci oraz procesu beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego. Mówiąc analiza mam na myśli profesjonalne podejście do sprawy, autor jest cenionym psychologiem, więc wie o czym pisze, pisząc, że Josemaria jest przykładem dojrzałości.
Zatem dojrzały, a dojrzały znaczy święty, a święty znaczy zwyczajny. To jest proste całkiem jak coś prostego :)

Z mojego punktu widzenia pozycja jest wyważona, narracja nie jest nachalna, zresztą nie musi, merytorycznie wydaje się być co najmniej bardzo dobra, bibliografia jest spora, nie przytłacza masa suchych faktów okraszona sporą dawką duchowości.
Mój egzemplarz jest pokreślony, pełen zaznaczeń, szlaczków i innych zygzaków. Znaczy książka inspiruje. Biografia jest powalająca i aż dziw bierze, że ludzie nic nie wiedzą o tym niezwykłym człowieku. Nie rozumiem, sobie się dziwię, że do tej pory bazowałam na obiegowych opiniach...

To jest książka o człowieku, który przywalił koledze z seminarium, twierdził, że członkowie Opus Dei mają być święci, ale interesowała go tylko świętość wyniesiona na ołtarze, do życia potrzebne były mu tylko łaska Boża i dobry humor, uważał, że praca kobiety w domu i opieka nad dziećmi to najtrudniejszy zawód, stwierdził istnienie dobrego antyklerykalizmu, o sobie pisał per osiołek i wierzył w Kościół mimo wszystko.

Myślę, że sporo osób znalazłoby nić porozumienia z tym świętym. Zdarzyło mu się być bezrobotnym, bezdomnym, głodnym, ukrywać się, znosić oszczerstwa i walczyć o swoje wbrew logice.
Nie ma śladu po tyranie, zniewoleniu, sekcie czy tam innych zaburzeniach.

tytuł: Święci się nie skarżą. Dojrzałość ludzka na przykładzie św. Josemarii Escrivy
autor: Gerard van den Aardweg
wydawnictwo: Wydawnictwo M
data wydania: 2010
numer ISBN: 978-83-7595-297-1
ilość stron: 364

Komentarze

  1. Rzeczywiście, u mnie Opus Dei kojarzy się wyłącznie negatywnie. Upokorzenia, samookaleczenia i tego typu sprawy. Nie miałam pojęcia kto był założycielem, a kiedy dowiedziałam się od Ciebie, że jest święty nieźle mnie zatkało. Myślę, że po tak rozszerzającą horyzonty książkę warto sięgnąć.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz